Na
lotnisku zapanowała złowieszcza cisza. Tłum podróżnych oczekujących na wylot
zamarł z przerażenia. Ucichł gwar pasażerskich rozmów, krzyki rozwrzeszczanych
dzieci zastygły w powietrzu, obracając się w dźwiękową próżnię. Tłuszcza
zamarzła niczym lodowe posągi, wpatrzona w jeden konkretny punkt. Łysy,
egzotycznie ubrany mężczyzna z długą jak święty Mikołaj brodą obnażył się w
centrum hali, prezentując tors. Zademonstrował plastikowe laski dynamitu
przyklejone do owłosionej klatki piersiowej. Ten, na pierwszy rzut oka